Przebodźcowanie? Jak ogarnąć zaburzenia integracji sensorycznej

[et_pb_section fb_built=”1″ _builder_version=”4.19.2″ _module_preset=”default” global_colors_info=”{}”][et_pb_row _builder_version=”4.19.2″ _module_preset=”default” global_colors_info=”{}”][et_pb_column type=”4_4″ _builder_version=”4.19.2″ _module_preset=”default” global_colors_info=”{}”][et_pb_text _builder_version=”4.19.2″ _module_preset=”default” global_colors_info=”{}”] Zaburzenia integracji sensorycznej dostaje w bonusie wiele neuroatypowych osób w parze ze spektrum autyzmu albo ADHD. Jeśli o nich nie wiedzą, mogą czuć się winne albo gorsze, że nie dają sobie rady z codziennymi wyzwaniami. Ludzie mogą im wmawiać, że […]

zestaw antybodźcowy na przebodźcowanie, przestymulowanie przy zaburzeniach integracji sensorycznej

[et_pb_section fb_built=”1″ _builder_version=”4.19.2″ _module_preset=”default” global_colors_info=”{}”][et_pb_row _builder_version=”4.19.2″ _module_preset=”default” global_colors_info=”{}”][et_pb_column type=”4_4″ _builder_version=”4.19.2″ _module_preset=”default” global_colors_info=”{}”][et_pb_text _builder_version=”4.19.2″ _module_preset=”default” global_colors_info=”{}”]

Zaburzenia integracji sensorycznej dostaje w bonusie wiele neuroatypowych osób w parze ze spektrum autyzmu albo ADHD. Jeśli o nich nie wiedzą, mogą czuć się winne albo gorsze, że nie dają sobie rady z codziennymi wyzwaniami. Ludzie mogą im wmawiać, że są wydelikaceni, rozhisteryzowani i roszczeniowi. Albo że nie umieją się zachować. Wiem o tym dobrze, bo byłam w tym miejscu.

Kiedy dobiegałam trzydziestki, psychiatra wysłał mnie na diagnozę spektrum autyzmu. Wtedy dowiedziałam się, że istnieje coś takiego, jak integracja sensoryczna. Na psychologii mieliśmy chyba wszystko poza neuroatypowością. Nigdy bym nie przypuściła, że mogę być w spektrum autyzmu.

Dopiero wtedy dowiedziałam się, że NAPRAWDĘ jestem bardziej wrażliwa na bodźce, zmęczenie i przeciążenie. Wcześniej szczerze wierzyłam, że inni reagują tak samo, ale lepiej to maskują, więc wymagałam od siebie o wiele za dużo, co kończyło się u psychiatry. 

Czym są zaburzenia integracji sensorycznej?

W dużym skrócie,

zaburzenia integracji sensorycznej (zaburzenia SI) są wtedy, kiedy układ nerwowy nieprawidłowo zarządza bodźcami odebranymi przez receptory w ciele.

Zaburzenie to może dotyczyć każdego ze zmysłów (włącznie z równowagą i czuciem głębokim), a nieprawidłowość może być zarówno nadwrażliwością, jak i niedowrażliwością. Wszystko zależy od osoby.

W praktyce oznacza to, że ktoś np. może dużo silniej odczuwać zapachy, mieć dużo większe problemy z koordynacją, a jednocześnie dużo bardziej potrzebować stymulacji słuchowej i katować otoczenie niezwykle głośną muzyką.

Druga osoba może w tym czasie być obojętna na zapachy, skoordynowana, ale całkowicie nieodporna na hałas czy dotyk, zwłaszcza lekki. To akurat o mnie. Moje zaburzenia integracji sensorycznej należą do poważnych, jestem nadwrażliwa na wszystkie bodźce poza zapachowymi, a jednocześnie mam kilka niedowrażliwości. Najwięcej trudności przysparza mi dźwięk.

Zaburzenia integracji sensorycznej nie są częścią spektrum autyzmu, ale bardzo często z nim współwystępują. Co ważne, nie przechodzą same z wiekiem – wymagają specjalnej terapii. Często nasilają się z wiekiem. Zaniedbane potrafią całkowicie wykluczyć człowieka ze społeczeństwa.

Temat został wyczerpująco opisany na kanale Neuroatypowe. Serdecznie zachęcam do zapoznania się z tym filmem:

[/et_pb_text][et_pb_video src=”https://www.youtube.com/watch?v=ZXFMn81XxHo” _builder_version=”4.19.2″ _module_preset=”default” global_colors_info=”{}”][/et_pb_video][et_pb_text _builder_version=”4.19.2″ _module_preset=”default” global_colors_info=”{}”]

Przebodźcowanie

Przy zaburzeniach integracji sensorycznej wymęczony bodźcami układ nerwowy staje się bardzo wrażliwy. Nazywamy to przebodźcowaniem. Byle dźwięk albo błysk światła boli jak przy migrenie, emocje szaleją. Nierzadko pojawia się meltdown, czyli rodzaj załamania nerwowego, które może trwać nawet kilka dni

Meltdown jest doskonale kojarzony z dziećmi w spektrum autyzmu, które potrafią wybuchać płaczem albo agresją z niezrozumiałych dla otoczenia przyczyn. Ta “niezrozumiała przyczyna” to zazwyczaj wystawienie na nieprzyjemne bodźce.

Dzieci z zaburzeniami integracji sensorycznej chodzą na specjalną terapię. Co jednak ma zrobić ktoś, kto  nie załapał się na diagnozę w dzieciństwie? Sama diagnoza zaburzeń SI w dorosłym wieku niewiele zmienia. Trzeba jeszcze nauczyć się ze sobą żyć: zrozumieć siebie, zaakceptować oraz nauczyć się efektywnie dbać o swoje potrzeby. Bo przebodźcowania nadal występują i deorganizują życie, a ich ignorowanie powoduje objawy mylnie interpretowane jako inne zaburzenia, zazwyczaj psychiatryczne.

Co zrobić przy diagnozie zaburzeń integracji sensorycznej?

Przed regularnym, nieznośnym przebodźcowywaniem można uchronić na dwa sposoby.

Jeden to unikanie nieprzyjemnych sytuacji. Przynosi ulgę. Jednak na dłuższą metę nie da się tak żyć. Kiedy wyzwaniem jest zarabianie pieniędzy, zrobienie zakupów czy spotkanie z kimkolwiek, trudno być zadowolonym ze swojego życia. Nie sposób podporządkować sobie całego świata, a izolowanie się od bodźców potęguje nadwrażliwość.

Drugi sposób to terapia SI – tak jak u dzieci. Gorąco polecam to rozwiązanie.

Sama zaczęłam rehabilitację zaburzeń integracji sensorycznej dla dorosłych dopiero rok temu. W Polsce na razie zajmuje się tym niewiele ośrodków i kiedy poprzednio sprawdzałam, nie znalazłam ani jednego. Teraz sytuacja wygląda nieco lepiej. 

Śmiało mogę powiedzieć, że rehabilitacja to było najlepsze, co mi się przydarzyło w ubiegłym roku, bo poszerzyło bardzo zakres moich możliwości. 

Jak wygląda terapia integracji sensorycznej dla dorosłych?

Chodzę do ośrodka CEMICUS na Grzybowskiej 4 w Warszawie (znalezioną alternatywą było Centrum Wspomagania Rozwoju Osobowości na Ursynowie). W tym roku jedna 50-minutowa sesja kosztuje 150 zł. Z formalną diagnozą spektrum autyzmu można zapisać się do Fundacji Sedeka (ten sam adres) i dostać zniżkę dla podopiecznych fundacji, a w samym ośrodku można wykupić pakiety i zaoszczędzić sporo pieniędzy.

Współpracę z ośrodkiem zaczęła półgodzinna darmowa konsultacja z rehabilitantką, która jest wstępem albo do pisemnej diagnozy (kilka spotkań, rok temu koszt wynosił 250 zł), albo od razu do rehabilitacji. Ja wybrałam to drugie, bo byłam świadoma, że mam zaburzenia integracji sensorycznej i zdecydowana, żeby nad nimi pracować.

Konsultacja – wydłużona do godziny – obejmowała rozmowę i ustrukturyzowany wywiad według kwestionariusza, a także kilka ćwiczeń w rodzaju “dotknij nosa z zamkniętymi oczami”, “kopnij piłkę lewą nogą”. Przy okazji dowiedziałam się, dlaczego męczy mnie stanie dłużej w jednym miejscu – otóż nawet utrzymywanie równowagi jest dla mnie wyzwaniem.

Po konsultacji zaczęłam rehabilitację. Pierwsze cztery spotkania były połączone z dokładną analizą moich możliwości i trudności. Ponieważ jeszcze nie ma norm dla dorosłych, moje wyniki (np. po ilu sekundach męczę się, robiąc dane ćwiczenie) były porównywane do norm dla nastolatków. Na podstawie tej analizy rozpoczęłyśmy ćwiczenia (co tydzień pokonuję nieco zmodyfikowany tor przeszkód) oraz dostałam sporo wskazówek do pracy w domu oraz jak zadbać o siebie.

Podczas terapii SI pracuję nad koordynacją i równowagą, wzmacnianiem mięśni tułowia, prawidłową postawą i układem przedsionkowym. Trening słuchowy muszę niestety wykonać gdzie indziej, w dalszej kolejności, aczkolwiek ostatnio do ćwiczeń włączyłyśmy radio.

Dodatkowo pracuję nad rozpoznawaniem sygnałów, że mam dosyć i dbaniem o swoje potrzeby.

Efekty terapii SI

Jednym z najważniejszych efektów rehabilitacji jest to, że obecnie przebodźcowuję się dużo rzadziej mimo zwiększenia wymagań wobec samej siebie

Po prostu zwiększyłam swoją wytrzymałość na zmęczenie. Przykładowo dużo dłużej mogę wykonywać prace domowe bez konieczności odpoczynku, dzięki czemu łatwiej mi dbać o czystość. Lepiej też radzę sobie z utrzymywaniem równowagi podczas podróży komunikacją miejską, czyli mniej się męczę. Również bodźce dotykowe są dla mnie mniej uciążliwe – pod koniec zeszłego roku polubiłam się z pielęgnacją twarzy. Wcześniej te wszystkie kremy, żele i toniki były dla mnie nie do zniesienia.

Co więcej, przebodźcowania są słabsze: zazwyczaj jest to zmęczenie i nadwrażliwość na bodźce, a nie tak zwany meltdown. Wynika to z kilku rzeczy, o których niżej.

Dbanie o swoje potrzeby

Pierwszą przyczyną zmniejszenia częstotliwości i natężenia przebodźcowań jest to, że, nauczyłam się dużo lepiej rozumieć oraz komunikować otoczeniu swoje potrzeby. Dzięki temu mogę podjąć więcej wyzwań, bo wiem, że spotkam się ze zrozumieniem. 

Dużo autystycznych kobiet skarży się, że “przecież uprzedzałam, że jestem w spektrum autyzmu, a nie potraktowano mnie poważnie”. Płynie z tego wniosek, że świat osób neurotypowych jest nieprzyjazny i że trzeba zintensyfikować edukację o spektrum autyzmu. To tylko częściowe rozwiązanie, bo każda i każdy z nas ma inne specyficzne potrzeby.

Moi bliscy rozumieją, że mogę do nich przyjechać padnięta, że będę potrzebowała herbaty (to moje remedium na całe zło tego świata), że być może będę musiała poodpoczywać w ciszy i półmroku przez jakiś czas, że głośne imprezy to raczej nie dla mnie, chyba że będę mogła się gdzieś schować i zresetować. Zamierzam to samo praktykować w innych sferach życia. Ale musiałam nauczyć się to komunikować jasno, wyraźnie i stanowczo (czyli dowiedzieć się, czego od nich potrzebuję). Sami by się nie domyślili. Co więcej, to, że znają mnie, nie przełoży się, że będą umieli zadbać o potrzeby kogoś innego.

Ograniczanie przebodźcowania

Po drugie, dzięki praktykom na rehabilitacji zaczęłam rozpoznawać swoje aktualne limity i pierwsze sygnały przebodźcowania, a nawet przewidywać niektóre sytuacje. 

Wiem, kiedy jestem naturalnie wrażliwsza na bodźce i dlaczego tak ważne jest, żebym zaczynała spokojnie dzień i miała czas się nawodnić i zjeść przed wyjściem z domu. Uwzględniam swoje możliwości i wymagania podczas planowania aktywności.

Rozpoznaję informacje płynące z ciała, emocji i umysłu, że już mam dosyć i powinnam zareagować. Dzięki temu mam szansę zadbać o siebie, zanim zrobi się naprawdę źle. Czyli w praktyce oswoiłam swoje zaburzenia integracji sensorycznej!

Bardzo istotne jest, że rehabilitacja oducza zmuszania się do wychodzenia daleko poza swoją strefę komfortu. Wiele ćwiczeń nie jest komfortowych, wymaga pewnego wysiłku, ale to absolutnie nie może być wysiłek z gatunku “dam z siebie 200%, a potem nigdy więcej tego nie zrobię”. Przeciwnie – o to chodzi, żeby nauczyć się widzieć, kiedy dochodzi się do swojej granicy i przestać. I uszanować, że ta granica to czasami dwa powtórzenia zadania przy “normie” trzy serie po trzydzieści, i to z obciążeniem.

Zestaw antybodźcowy w torebce

Ekwipunek do ograniczania przebodźcowania to trzeci powód radzenia sobie dużo lepiej. Nazywam go “zestawem antybodźcowym” i staram się nosić go zawsze ze sobą. 

W skład zestawu wchodzą:

  • wielorazowa butelka z wodą
  • słodka przekąska jako booster energii
  • zatyczki do uszu Loops redukujące dźwięk o 27 decybeli, do kupienia np. bezpośrednio u producenta. Są sprzedawane z pudełkiem w formie przywieszki do breloczka, więc nie trzeba o nich pamiętać.
  • ogromne nauszniki dla pracowników budowy, które redukują dźwięk 0 37 decybeli. Konkretnie model 3M Peltor, do kupienia np. tu. Fachowo to się nazywa bodjaże “ochronniki słuchu”. Zatyczki i nauszniki można nosić równocześnie. Gamechanger!
  • kolczasta plastikowa piłeczka do ściskania w dłoni, która stymuluje czucie głębokie, kupiona w Decathlonie za jakieś grosze. Można kupić zestaw trzech sztuk. Oryginalnie służy do masażu.
  • naładowany telefon i słuchawki, żeby się czymś zająć, w tym posłuchać regulującej emocje muzyki
  • magnetyczne nakładki przeciwsłoneczne na okulary korekcyjne, które noszę na co dzień. To jest jeden produkt, szuka się po haśle “okulary korekcyjne z nakładką przeciwsłoneczną” albo “okulary korekcyjne z nakładką magnetyczną”. Produkuje je coraz więcej marek, wychodzą taniej niż te ze szkłami dostosowującymi barwę. Noszę je ze sobą cały rok, odkąd potrzebowałam ich rozpaczliwie pewnego listopadowego wieczoru. No kto by pomyślał.

Taki zestaw sprawdza się daleko lepiej niż (skazane na niepowodzenie) próby całkowitego unikania wymagających sytuacji.

Już ćwiczenia rehabilitacyjne zwiększyły możliwości mojego ciała i układu nerwowego, trochę jak rozwój postaci w grze RPG. Dodatkowy ekwipunek daje mi +20 do odporności na światło, hałas i nieprzyjemne dźwięki oraz +35 do wytrzymałości, a jedzenie i picie przyspiesza regenerację paska energii życiowej.

Kiedy się przebodźcuję, umiem zadbać o siebie

Po czwarte, jeśli już się przebodźcuję, traktuję to dużo bardziej lajtowo niż kiedyś

Pamiętam, jak dwa-trzy lata temu bardzo przeżywałam, że nie daję sobie rady w sytuacji towarzyskiej i z płaczem jechałam do domu. Teraz daję sobie przyzwolenie, że jednak może się tak wydarzyć (choć jest to daleko mniej prawdopodobne). 

Jeśli już nadejdzie przebodźcowanie, teraz mam całą procedurę dochodzenia do siebie. Poza domem jest to przejście gdzieś, gdzie jest ciszej (np. inny sklep, łazienka, świeże powietrze). W domu to przede wszystkim zagrzebanie się pod kocem sensorycznym w ciszy i ciemności. Przy czym oczywiście lepiej działa profilaktyka niż leczenie i lepiej pójść się zrelaksować kwadrans wcześniej niż “być dzielną”.

Ostatnio w hipermarkecie, gdzie robię zakupy na cały tydzień, było naprawdę tłoczno i gwarno, a do tego jakaś pani zatrzasnęła mi drzwiczki lodówki na moim uchu. Mimo zestawu antybodźcowego byłam tym wszystkim solidnie wykończona. Dlatego w dziale, w którym rzadko pojawiają się ludzie, usiadłam na podłodze, zjadłam batonik i chwilkę poodpoczywałam. Zrobiło mi się lepiej, więc mogłam kontynuować zakupy.

Podsumowanie

Zaburzenia integracji sensorycznej to wredna suka, z którą szczęśliwie można sobie w dużym stopniu poradzić

Nie każdy ma możliwość chodzenia na terapię, ale parę rzeczy można zrobić samemu:

  • lepsze poznanie siebie i zaakceptowanie swoich ograniczeń oraz potrzeb,
  • nauka asertywnej komunikacji, żeby umieć skutecznie przekazać te potrzeby innym,
  • trening z udziałem częściowo darmowej platformy Neuroforma (trzeba założyć konto i mieć sprzęt z kamerką internetową i dosyć dużym ekranem; laptop jest idealny, tablet powinien być ok, telefon chyba się nie sprawdzi),
  • skompletowanie swojego zestawu antybodźcowego,
  • wypracowanie procedur dbania o siebie: profilaktyka i dochodzenie do siebie,
  • proste ćwiczenia na równowagę i koordynację dostępne w internecie,
  • praktykowanie dowolnego sportu (np. nordic walking, pingpong, żonglowanie), prace manualne (w tym roku będę się uczyć makramy) albo inna czynność, z którą ma się trudności z powodu pogorszonej koordynacji,
  • szczotkowanie na sucho jako metoda na nadwrażliwość dotykową,
  • chodzenie na te wszystkie place zabaw z drabinkami linowymi, kołyszącymi się deskami, huśtawkami, karuzelami itd. (bez przeciążania się!) albo po prostu krótki spacer po krawężniku.

Praca nad integracją sensoryczną jest czasochłonna i wymaga jakiejś systematyczności, ale serio warto. Szczególnie jeśli często ma się meltdowny albo zaburzenia SI spowodowały praktyczną niepełnosprawność. Może być tylko lepiej, bo nawet niewielka poprawa liczy się do zwiększenia jakości życia i odzyskania czasu na fajniejsze aktywności.

Pierwszy mały krok

Integracja sensoryczna to Twój problem? Zacznij robić cokolwiek w tym kierunku. Zdecyduj, co zrobisz jeszcze dzisiaj!

[/et_pb_text][/et_pb_column][/et_pb_row][/et_pb_section]