Wiele samorzeczniczek autystycznych twierdzi, że tzw. “wysokofunkcjonująca” osoba w spektrum to zawsze “wysokomaskująca”, która prędzej czy później doświadczy autystycznego wypalenia.
▶ Maskowanie to udawanie osoby neurotypowej, czyli zwyczajnej. Opanowują je zwłaszcza kobiety w spektrum, mężczyznom jest ciężej.
▶ Wypalenie autystyczne to rodzaj szczególnej depresji, kiedy człowiek nie ma już siły dłużej dźwigać tej maski.
Czyli jeśli sobie dobrze radzisz w życiu, to udajesz neurotypową, a skoro tak, to prędzej czy później się załamiesz.
Takie jest doświadczenie wielu ludzi. Tyle że jest jeszcze świat po wypaleniu, po diagnozie i po nauczeniu się żyć bez maski, za to z troską o siebie.
Dawno temu potrafiłam połączyć pracę z nadgodzinami, studia zaoczne nagradzane stypendium naukowym, samodzielne utrzymywanie się, gotowanie, pranie itd., związek i wolontariat.
Jak?
Krótko.
Potem faktycznie przyszło wypalenie.
Przeskoczmy o kilka lat, mam podejrzenie autyzmu, nic z nim nie robię.
Przeskoczmy jeszcze o kilka lat, zaczynam się interesować tematem i uczę się o maskowaniu, czynnościach samoregulacyjnych (tzw. stimach), autentyczności. Zaczynam grzebać w sobie i uczyć się self-care.
Przeskoczmy kolejne kilka lat, mam diagnozę i chodzę na terapię zaburzeń integracji sensorycznej.
Obecnie funkcjonuję naprawdę dobrze, ale nie noszę maski.
Taki był cel działań z ostatnich lat: nauczyć się radzenia sobie bez poświęcania swoich potrzeb.
Teraz umiem:
✅ dopasować życie do potrzeb układu nerwowego, mówić “nie” sytuacjom, które są “za bardzo”
✅ poszerzać strefę komfortu bez ignorowania granic możliwości
✅ minimalizować ryzyko przebodźcowania za pomocą różnych technik
✅ budować autentyczne relacje zamiast tych opartych na udawaniu “normalnej”
✅ szukać wsparcia i odpoczywać, kiedy organizm się tego domaga
✅ lepiej regulować emocje
Jestem tego absolutnie pewna.
[/et_pb_text][/et_pb_column][/et_pb_row][/et_pb_section]