Wysokofunkcjonująca czyli wysokomaskująca?

wysokofunkcjonująca wysokomaskująca kobieta w spektrum autyzmu
[et_pb_section fb_built=”1″ theme_builder_area=”post_content” _builder_version=”4.20.1″ _module_preset=”default”][et_pb_row _builder_version=”4.20.1″ _module_preset=”default” theme_builder_area=”post_content”][et_pb_column _builder_version=”4.20.1″ _module_preset=”default” type=”4_4″ theme_builder_area=”post_content”][et_pb_text _builder_version=”4.20.1″ _module_preset=”default” theme_builder_area=”post_content” header_4_text_color=”#114B5F” header_4_font=”Alegreya Sans SC||||||||” hover_enabled=”0″ sticky_enabled=”0″]

Wiele samorzeczniczek autystycznych twierdzi, że tzw. “wysokofunkcjonująca” osoba w spektrum to zawsze “wysokomaskująca”, która prędzej czy później doświadczy autystycznego wypalenia.

Maskowanie to udawanie osoby neurotypowej, czyli zwyczajnej. Opanowują je zwłaszcza kobiety w spektrum, mężczyznom jest ciężej.
Wypalenie autystyczne to rodzaj szczególnej depresji, kiedy człowiek nie ma już siły dłużej dźwigać tej maski.

Czyli jeśli sobie dobrze radzisz w życiu, to udajesz neurotypową, a skoro tak, to prędzej czy później się załamiesz.

Takie jest doświadczenie wielu ludzi. Tyle że jest jeszcze świat po wypaleniu, po diagnozie i po nauczeniu się żyć bez maski, za to z troską o siebie.

Dawno temu potrafiłam połączyć pracę z nadgodzinami, studia zaoczne nagradzane stypendium naukowym, samodzielne utrzymywanie się, gotowanie, pranie itd., związek i wolontariat.
Jak?
Krótko.
Potem faktycznie przyszło wypalenie.

Przeskoczmy o kilka lat, mam podejrzenie autyzmu, nic z nim nie robię.

Przeskoczmy jeszcze o kilka lat, zaczynam się interesować tematem i uczę się o maskowaniu, czynnościach samoregulacyjnych (tzw. stimach), autentyczności. Zaczynam grzebać w sobie i uczyć się self-care.

Przeskoczmy kolejne kilka lat, mam diagnozę i chodzę na terapię zaburzeń integracji sensorycznej.

Obecnie funkcjonuję naprawdę dobrze, ale nie noszę maski.
Taki był cel działań z ostatnich lat: nauczyć się radzenia sobie bez poświęcania swoich potrzeb.

Teraz umiem:
✅ dopasować życie do potrzeb układu nerwowego, mówić “nie” sytuacjom, które są “za bardzo”
✅ poszerzać strefę komfortu bez ignorowania granic możliwości
✅ minimalizować ryzyko przebodźcowania za pomocą różnych technik
✅ budować autentyczne relacje zamiast tych opartych na udawaniu “normalnej”
✅ szukać wsparcia i odpoczywać, kiedy organizm się tego domaga
✅ lepiej regulować emocje

Ze spektrum można nauczyć się żyć lepiej.

Jestem tego absolutnie pewna.

[/et_pb_text][/et_pb_column][/et_pb_row][/et_pb_section]