“Borderowe psychojazdy”, jak bezceremonialnie nazywa je mój przyjaciel, przez wiele lat były nieuniknioną częścią moich relacji z ludźmi. Jeśli poczułam się zraniona, moje emocje były jak tornado i wyolbrzmiały problem na maksa. Konsekwencją zwykle była ściana tekstu o tym, jak bardzo ktoś mnie skrzywdził i co o tym myślę. Albo kilka ścian.
Otrzymałam trochę takich ścian tekstu, doświadczyłam też takich zachowań na żywo. Wiem, że są bardzo niekomfortowe dla odbiorcy. Ale wiedzieć to a umieć się powstrzymać…
Swego czasu wydawało mi się, że nigdy nie będę umiała inaczej. Jednak z czasem w moich relacjach udało się wdrożyć kilka fajnych strategii.
Nauczyłam się widzieć, że bardzo silnie reaguję i może to przesadne. Coraz częściej udawało mi się radzić sobie z uczuciami bez natychmiastowego zalewania nimi odbiorcy.
Dobra metoda, żeby się wypisać, wypłakać i ochłonąć. Tylko koniecznie na papierze: trudniej zrobić kopiuj-wklej.\
Starałam się znaleźć osobę trzecią, z którą mogłam o tym pogadać i która umiała jednocześnie mnie wysłuchać, okazać zrozumienie i powiedzieć, że przesadzam.
Zaufana osoba mogła mi pomóc ocenić słuszność poczucia krzywdy i zdrową reakcję.
Jeśli inne metody nie skutkowały, a emocje zalewały mnie do poziomu fizycznego bólu, brałam doraźnie mikrodawkę xanaxu.
Przyjaciel wdrożył strategię “znowu masz psychojazdę, wrócimy do tego jak się uspokoisz, weź leki”. Ścian tekstu nie czytał, połączenia rozłączał. Chłopak, którego częściej widuję na żywo, wdrożył z kolei strategię “twoje emocje są zmienne jak pogoda, teraz gradobicie, zaraz wyjdzie słoneczko” i przeczekiwał.
Im dłużej te strategie działały, tym mniej bałam się, że bliska osoba zostawi mnie z powodu zalania jej emocjami. To osłabiało kolejne napady emocji.
Przepracowanie zranień z dzieciństwa zdecydowanie pomogło. To jednak dłuższa historia.
Podobne sytuacje zdarzają mi się bardzo rzadko, trwają nawet kilkadziesiąt razy krócej niż kiedyś i w ogóle nie są destrukcyjne. Mam stabilne, bezpieczne relacje ze wszystkimi bliskimi.
Obecnie nie spełniam kryteriów diagnostycznych borderline. I zawsze miałam tylko podejrzenie, nie diagnozę. Za to problem był… no cóż, dotkliwy to mało powiedziane. Kiedyś.
[/et_pb_text][/et_pb_column][/et_pb_row][/et_pb_section]